poniedziałek, 9 maja 2016

Bioderma Sebium i dermokosmetyki - dlaczego nie warto ich stosować.

Dzisiaj o tym, dlaczego nie warto kupować dermokosmetyków (a w szczególności) kremów oraz, jak manipuluje nami reklama. 
Zaczynając prowadzenie tego bloga, chciałam skupić się na tym, żeby pokazać Wam, jak pielęgnować swoją cerę, zamiast na tym, czego nie powinno się robić. 
Niestety życie zmusza nas czasem do pewnych rzeczy, szczególnie, kiedy bardzo się opieramy i nie chcemy się z nimi zmierzyć.
Wiecie, że testuję różne kosmetyki. Bardzo wiele z nich robię sama, posługując się tym, co najlepsze w naturze. Niestety do tej pory, nie byłam gotowa, aby wykonać krem do twarzy własnej roboty. Trochę się bałam, że nie wyjdzie, albo za mało wiem, żeby się tego podjąć - bzdura. 

Jednak do rzeczy. Pewnego dnia, jako, że skończył się mój krem z Balneo (który to zresztą dupy nie urywa), postanowiłam, że zainwestuję w dermokosmetyk. Myślałam, że to właśnie inwestycja w lepszą kondycję cery, jako że nadal się przetłuszcza (chociaż już nie tak, jak kiedyś). 
Na oku miałam krem z La Roche Posay, niestety pani w aptece mi go odradziła, podając zresztą (wydawało się) bardzo konkretne argumenty. 
Zdecydowałam się na krem z Biodermy, wierząc, że dzięki niemu moja twarz, będzie lepiej nawilżona i skończą się moje problemy ze świecącą strefą T. 
O jakim konkretnie kremie mowa?
Otóż szczególnie chodzi mi o Sebium Hydra, ale jako, że w „superpromo” dostałam Sebium AKN (hit internetu), o nim też napiszę. 


Sebium Hydra to totalna masakra. Te wszystkie kremiki z aptek, drogerii, tak ładnie pachną…no, ale niestety - nic poza tym. Hydra strasznie się lepi - pierwsza rzecz, którą zauważyłam. Na twarzy pozostawia dziwną powłokę, przez co nałożenie podkładu mineralnego, jest prawie niemożliwe. A kiedy krem już się „wchłonie”, pozostawia po sobie głównie szkody. 
U siebie zauważyłam, że skóra nie tylko, nie jest w ogóle lepiej nawodniona, ale także - zaczyna swędzieć, a pory się zapychają. Moja broda, która leczyłam przez ostatni rok - przeżyła renesans pryszczowo-zaskórnikowy. Ten fakt, tak mnie wkurwił, że po kilku zastosowaniach, pozbyłam się tegoż badziewia. :)

Co Bioderma Sebium Hydra ma w składzie? Nie ważne, po prostu unikajcie, jak ognia.

"Tworzy warstwę ochronną, hamując utratę wody
i działając nawilżająco" - serio?!
Został jeszcze Sebium AKN, który zresztą nadal zdarza mi się zastosować. Jedno jest pewne - za Perłę Dermatologii Estetycznej, firma musiała chyba dopłacić, ponieważ ten krem, również nie ma prawa, oddziaływać pozytywnie na skórę.

Chemia, chemia i jeszcze raz chemia. 

Nie przeczytałam składów przed kupnem, ufając bezwzględnie wygadanej pani z apteki - mój błąd. 

Prawda na szczęście, zawsze się ujawnia. Szkoda, że moja skóra musiała przy tym ucierpieć. 
Ale dzięki temu, postanowiłam, że od teraz robię własne kremy, a jeśli zdarzy mi się kupić „drogeryjny”, to napewno tylko o naturalnym składzie (Tołpa?)

Relację z ukręcania własnego kremu - zdam wkrótce.

Tymczasem, chcę Wam jeszcze uświadomić, abyście nigdy nie zdawali się na zalecenia pań w drogeriach i aptekach. One mają na celu, sprzedać towar. Wasze zdrowie, to dla nich rzecz ośmiorzędna (w sensie - mają to głęboko w dupie). Czytajcie składy - jeśli, coś jest dla Was niezrozumiałe, sprawdźcie w internecie, zapytajcie kogoś, kto się zna. 
Dermokosmetyki to bujda. I o ile żel do mycia twarzy, zdawałoby się, nie ma „czasu” narobić Wam szkody podczas szorowania, to kupienie kremu, w którego składzie mamy silikony, czy też PEGi, to naprawdę wielki, wielki błąd. 

Strzeżcie się i dokonujcie świadomych wyborów.




Magdalena MW